Kiedy marzysz, czas stoi w miejscu
Przychodził tu codziennie, gdy słońce żegnało się z dniem. Zamawiał dwie czarne kawy (gorzką i z podwójnym cukrem) i na tekturowej tacce niósł je na narożną ławkę na samym końcu molo. Nikt go nie znał i znali go wszyscy. Niski, przygarbiony pan w brązowym berecie w kratkę. Jego twarz pokrytą siecią wąskich drobnych zmarszczek ledwo można było dostrzec, gdyż przechylony do prawego ramienia najczęściej spacerował z...